Ci którzy obserwują mojego Instagrama
(@tarsylia_d) doskonale wiedzą o czym będzie dzisiejszy wpis. Dzisiaj znowu
robimy coś dla siebie i tym czymś jest maseczka, a właściwie pasta węglowa od
firmy Bielenda. Ten produkt możemy potraktować jako pastę myjącą, peeling albo
maseczkę matującą. Używam jej raz w tygodniu i zazwyczaj jestem przerażona
swoim diabelskim wizerunkiem w lustrze po jej nałożeniu. „Wytrzymuję” w niej
jakieś 15 min po czym wszystko zmywam wykonując przy tym jeszcze drobny peeling
całej twarzy. Mam cerę mieszaną ze skłonnością to przetłuszczania się, ale mam
wrażenie, że gdybym stosowała tę pastę codziennie moja skóra uległaby
przesuszeniu albo co gorsza podrażnieniu. Przyznaję, że nawet ją lubię, ale niestety
nie wszystkie produkty od Bielendy mi odpowiadają. Zdecydowanie nie polecam
dwufazowego płynu do demakijażu oczu. Mimo, że mam już go od jakiegoś czasu
wciąż podrażnia moje oczy i nie do końca zmywa wodoodporny makijaż. Skusiłam
się na niego po przeczytaniu pozytywnych opinii na Istagramie. Cóż nie zawsze
należy kierować się opinią innych. Przetestowałam na własnej skórze i teraz
wiem, że to nie dla mnie.