Jakiś czas temu bardzo chętnie do
swojej diety włączałam awokado i pewnego dnia postanowiłam zachować dorodną
pestkę. Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem wyhodowania własnego owocu w
domu (jedyne co samodzielnie wyhodowałam to fasola w szkole podstawowej, ale to
robili chyba wszyscy). Poczekałam aż pestka wyschnie i dokładnie 17 czerwca
używając „instrukcji” z Internetu wbiłam
trzy wykałaczki w pestkę i „zasadziłam” owoc w szklance wody. Z początku w to
nie wierzyłam, ale stwierdziłam, że spróbuję. Szczerze mówiąc nie było w tym
nic wymagającego, wystarczyło pilnować żeby dół nasiona był w wodzie i czekać.
W owej instrukcji było napisane, że pestka pęknie po około 4-6 tygodniach, ale
u mnie to trwało odrobinkę dłużej. Powiem szczerze, że kiedy pestka pękła, a z
nasiona zaczął wychodzić mały korzonek byłam prze szczęśliwa! Taka mała rzecz, a
cieszy. Czekałam aż korzonek zrobi się dłuższy i gotowy do posadzenia w
doniczce i dziś zasadziłam nasionko w ziemi! Uwierzcie mi, że jeśli moje awokado
wypuści pierwszą gałązkę nazwę się domowym ogrodnikiem. Prace ogrodnicze
naprawdę relaksują. Pozwalają wędrować myślą swobodnie krążyć po naszej głowie,
a przy okazji robimy coś pożytecznego. Zachęcam do posadzenia własnego awokado lub
czegokolwiek o czym tylko marzycie ;)